Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Tuesday 29 August 2017

Horror i Mysz apteczna, scenka rodzajowa z Lochów

I nie chodzi tu o ciezkie przezycia gryzonia zamieszkujacego jakis przykurzony kat pod regalem w loklanej aptece, tylko o optyczna myszke bezprzewodowa, zwana przeze mnie mysza apteczna bez ogona.
Ukradzione stad.
O  Horror juz tu bywalo i nie ukrywam, ze kobieta zachwytu mojego nie budzi, a juz o sympatii mowy nie ma. Kiedys, zanim ja lepiej poznalam i wiedzialam tylko to co mi mówila to nawet jej wspolczulam, ale od 2 lat ze sporym okladem znam obie strony medalu i rózne miewam emocje w sobie na jej temat, ale pozytywne to one jednak nie sa i wspolczucia w sobie wykrzesac juz nie potrafie chocby nie wiem co.

Nie jestem jedyna w Lochach kolchozowych i nie tylko, wiec troche mniej mnie z tego powodu sumienie kasa.

Ale do rzeczy.

Mysz apteczna bez ogona, epizod pierwszy – Rodentus Flatlinerus Niepospolitus.
Opowiada Urosz, pozna wiosna/wczesnym latem, czyli nie tak znowu dawno.
Caly dzisieszy dzien bylo koszmarem, ale ten jeden moment sprawil, ze porawil mi sie humor.
Mielismy CAB, co bylo koszmarne bo Horror juz wrocila i usilowala przejac dowodzenie. Zapuscila swoja prezentacje, chwycila za myszke celem podkreslenia czegos, a tu ZONK. Nic sie nie dzieje.
Nie zrazona Horror szarpie biednym gryzonie mto w prawo to w lewo, potrzasa, podskakuje, az w koncu podniosla ustrojstwo do oka “bo chyba wylaczona” ale majdrowani nic nie dalo, za to sie wydalo, ze mysza jest dziwnie lekka.
Otóz ktos zapie**yl baterie z myszki Horror.
Horror podniosla szum, narobila dymu – wszyscy w Lochach juz wiedzieli jak ktos jej z myszki baterie zakosil (akumulatorki), jaka to podlosc, kto, jak i kiedy?? Helpdesk w panice szukal nowych, dzialajacych.
Koniec opowiesci Urosza.

A mnie przy tym nie bylo!!

Sprawa kradzieja nie zostala rozwiazana, acz ja mam niecne podejrzenia ze sama wyjela celem naladowania i zapomnialam o tym na smierc, bo legenda Lochowa sie z tego nie zrobila – a kobieta ma szczegolne zdolnosci do tworzenia nowych legend w folklorze Lochów.

Mysz Apteczna bez ogona, epizod drugi – Poltergeist strikes back.
Opowiadam ja.

Siedze sobie dzis w Lochach, nikomu nie wadze (no prawie bo tylko 3 osoby dzis pytaniami rozpraszam i tez bez wielkiego ognia) i nawet specjalnie sie nie staram sluchac co inni robia.

Ale wybuch perlistego rechotu zza przegrody w wykonaniu Horror, który zawsze sprawia ze czuje lekki niepokój bo ta kobieta jak sie smieje to zawsze mam obawy ze zaraz zacznie histercznie przegryzac okoliczne gardla z tym samym wyraze na obliczu, marginalnie sciagnal moja uwage.
Sciagnal, puscil, wyparlam.

Po kwadransie uslyszalam slowa:
“No zobacz, ja tak, a ona tak, ja w te, a ona w druga...”
To juz zabrzmialo mi jakby znajomo, ale nie oddelegowalam do tematu rzadnych szarych komórek tylko pozostalam na biernym nasluchu.

Meski glos, który po uniesieniu wzroku znad klawiatury zidentyfikowalam z V, kolega lochowy, od jakichs 3 lat awansowany do kierowniczych funkcji odparl:
“Widocznie ktos ma jakies bezprzewodowe urzadzenie ktore uzywa tej samej czestotliwosci co ona.”
“Myslisz?” z powatpiwewaniem zapytala Horror. “Rany zoabcz, zboacz co teraz robi”
I znowu ten perlisty rechot.

Wypieram twardo.

Ale jakas szara rebeliantka w moim czerepie pochylila w kierunku Trabki Eustachiusza i zaczyna analizowac tresc.
Horror histerycznie “No popatrz no, jakby zyla wlasnym zyciem!”
V stoicko “No jakby... No dobra ide i przy okazji zapytam w helpdesku czy maja jakas inna mysz bezprzewodowa dla Ciebie. Popatrz tyle jest czestotliwosci a trafilo akurat na tez sama co Twoja.”
Odruchowo pomyslalo m isie samo ‘o rany ktos nadaje na tej samej czestotliwosci co ona.’

A ta szara rebeliantka wrzasnela w moich zwojach “NAWIEDZONA MYSZ!”

A ja z rozpedu powtórzylam to w formie pytania:
“Czy to znaczy ze twoja mysz zostala opetana??”

Horror, az sie wysunela zza biurka zeby na mnie spojrzec z podziwem:
“TAK!! Dokladnie taka – opetana!”

Kurtyna.

PS. Mialo byc o kolejnej wyprawie na Szmaragdowa, ale wyszlo jak wyszlo - rzucila sie na mnie mysz apteczna, to co robic, tak?

Monday 21 August 2017

Ocierajac brokat z czola..., czyli scenka rodzajowa z Lochów.

No wiem to brzmi conajmniej nietypowo w moim wykonaniu, ale scenka szla tak:

Stoje w kuchni Kolchozowej, po umyciu kubeczka zapasowego (nie, nie stluklam mojego podstawowego), wycieram go recznikiem papierowym i mówie niepochlebne rzeczy na temat wyspowych tortów weselnych (pracowa para sie w weekend z recydywy pobrala i polowa pary przyniosla dzis do pracy tort, na który spojrzalam z obrzydzeniem dwojakim - wzgledem tortu i wzgledem pana mlodego bo byl tym panem "mlodym" Troll) do kolezanki-sasiadki biurkowej.

Przetarlam wlasnie, przy okazji wilgotnym reczniczkiem wlasne czolo.
Na to zza mojego jestestwa wychyla sie inna kolezanka i pyta z nadzieje w glosie:
"Will I be jumping the queue if I make my move now towards the kitchen sink?" (Czy jesli przysune sie teraz do zlewu to bede sie wpychac bez kolejki?)
Odparlam pogodnie i kompletnie bezmyslnie, ze "no, go ahead, I was just moving away from the sink, brushing glitter of my forehead" (A skad, nie krepuj sie, wlasnie od zlewu sie odsuwam, ocierajac brokat z czola.)

-------------------------------------------
Ale od poczatku - Merkury wszedl w retro 13 sierpnia i w nim pozostanie przez kilka tygodni. Wiem, Marga nie wierzy we wplyw, ale ja nie musze wierzyc, ja go widze. Jesli nie jest to wplyw Merkuriusza to musi byc jakas inna energia z osobliwym poczuciem humoru, która szpaci w tym samym czasie.
Mnie Merkury przeczolgiwal jak zwykle juz pare tygodni wczesniej, wiec juz nastawiona wcale nie zdziwilam sie, ze na przyklad nasza grupowa wycieczka niedzielna do Bad Ems przebiegala z takimi turbulencjami jak zalana droga nad rzeka, druga droga zamknieta bo roboty, a ta trzecia przyprawila nawet takiego twardziela samochodowego jak ja o lekki dyskomfort.
Odkrycie o poranku tego dnia, ze 2 pary portek z posiadanych trzech sa rozdarte w ogóle mnie nie zdzwilo tylko pogratulowalam sobie zbrania tej trzeciej pary, chociaz jak je kupowalam pare tygodni wczesniej, to mialy obszerne proste nogawki i liczylam sie z koniecznoscia skracania, a jak je w domu wyjelam z torby celem przymiarki to sie okazaly zwezane ku dolowi i niczego nie wymagajace, tylko mialam obawy jak sie bede w nich prezentowac, ale tu Bozena mnie uspokoila, ze moze byc, a Agatka nawet dodala ze mi do koralików pasuja, co mnie prawie do lez wzruszylo.

Jedne spodnie zreszta sobie zaszylam u Margi przed sama podróza i wszystko byloby swietnie, gdyby nie to, ze okropnie ocieral mnie pasek w bucie, a ze bylo goraco po stronie odlotów to na przyloty dotarlam pólprzytomna z wscieklosci na ten ocierajacy pasek i pare innych rzeczy, których juz szczesliwie nie pamietam. Dotrwalam do wyjscia z bagazem (który poczulam zanim go zobaczylam, bo jeden z zakupionych na przemyt serków okazal sie tak aromatyczny, ze szczelne zapakowanie go z 4 warstwy toreb nie bylo wystarczajaco zapora i poczulam ten serek zanim walizka wyloznila sie zza wegla. Jakos zaskakujaco nie musialam sie przez nijaki tlum przepychac zeby jej dopasc i w ogole, co by pewnie wyjasnialo jeden z aspektów moje wscieklosci - bo wyobrazilam sobie jak bardzo capia moje wszystkie ubrania i czekoladki, ktore tez w ramach przemytu mialam w walizce) i dopadlam pierwszego wolnego siedziska, ktore nagle okazal osie jedynym uzywanm w calym rzedzie (serek rulez!) i siadlam na nim z impetem, czujac i wrecz slyszac jak zaszyte spodnie rozdzieraja mi sie ponownie!
Nie musze chyba dodawac ze pierwszy austobus na parking mi uciekl bo odleglosc miedzy windami a przystankiem pokonywalam krokiem gejszy i w tempie flegmatycznego zólwia?

Ale nie o tym dzis chcialam.

Otóz jakies 2 tygodnie przed wycieczka zamowilam sobie torbe/plecak - tzn hybryde, ze dwa w jednym, pewnej amerykanskiej marki, która pokochalam od pierwszego kopa po odkryciu. Obecna juz zaczyna ujawniac nadgryzienei zebem czasu wiec uznalam ze czas na nowa.
W sklepiej gdzie kupilam pierwsza juz ich nie prowadzili, ale zaskakujac na ratunek przyszedl mi amazon, prezentujac caly szereg tych toreb, w nieco nowszym modelu, który troche mniej mi sie podobal, ale niespodziewanie trafilam na jednego sprzwdawce, ktory oferowal dwie sztuki starego mogelu w slicznym kolorze turkusowym. Cena byla zaskakujaco przystepna, co uruchomilo podejrzliwosc, ale nie na tyle, zebym zrezygnowala. Zamówilam zatem torbe warta kolo 40 funciaków za 22 funciaki. Zwierzylam, ze sie nawet Bozence z obaw, ale wyrazilam nadzieje, ze moze jednak "z TIRa spadly" i stad taki bezcen.
Torba miala dotrzec do 21 Sierpnia.
Tydzien temu, po powrocie z wycieczki sprawdzilam status wysylki i wyszlo, ze jest w drodze i ze idzie do mnie... z Chin. Troche mnie to zmartwilo, a troche uspokoilo. Zmartwilo, bo robi Amrican Native Design w Chinach, a uspokoilo, bo jesl ito jednak chniszczycna to wyjasnia czemu tak tanio.
W sobote, 19tego sierpnia uslyszalam jak mi listonosz pika pode drzwiami, ocenil stan swojego odziania (pidzama domowej roboty czyli bawelniana tunika i rownie bawelniane szorty prawie do kolan) i uznalam ze jak sie wychyle zza drzwi to sie nie domysli, ze jestem pidzamowcem.
Ale ku mojemu zaskoczeniu pukania do drzwi nie bylo tylko cos zostalo bez wielkiego wysilku wepchniete w dziure pocztowa.
Poniewaz bylam rpzekonana, ze to ta torba t otroche mnie rozmiar zaskoczyl (jak juz kiedys bylo z okularami na biust dla dElvix ktore przyszly zakamuflowane jako majtki w kwiatki), przeszlo mi przez mysl, ze sprzedawca omylkowo wyslal mi portfel, pogodzilam sie z ta mysla, bo portfel z tej firmy tez by mi nie przeszkadzal, a ze porzredniego dnia ogladalam oferte pewnej australijskiej firmy i ceny byly zabijajace, to nawet zdazylam pomyslec, ze portfel drozszy od pieniedzy...
I na tym mysl sie skonczyla bo dotarlam do drzwi i podnioslam pakiecik z podlogi, rozszarpalam torebke i oczy moje piekne ujazly pogniecione pudelko z napisem
Ray-Ban
Zbaranialam na poczekaniu, jak latwo sie domyslic.
Jak troche mi odpuscilo, zajrzalam do pudelka, faktycznei bylyb w nim okulary.
Spojrzalam na adres na pakiecie, myslac, ze to pomylka i którys z sasiadów zamowil sobie te okulary i na nie czeka, ale nie. Na nalepce adresowej jest moje imie, a nazwisko z jakiegos powodu stanowi czesc adresu, ale poza tym wszystko sie zgadza. Oprócz zawartosci.
Wartosc przesylki na deklaracji - 6USD.
Czyli nie dosc ze nie torba to w ogóle podróbki okularów.
cos tam sie we mnie zapienilo, to pewne, bo juz w myslach ukladalam jadowity tekst do wyslania sprzedawcy, ale ochlonelam i wyslalam wiadomosc z sugestia honorowaego wyjscia z tematu, ale wnioskujac ze do tej pory brak jakiejkolwiek rekacji to mam coraz silniejsze podejrzenia, ze to ni byla pomylka, a oszustwo.
Kwota dupy nie urywa, ale przykro czlowiekowi sie troche robi.
Jakby bylo napisane ze to z Chin idzie to bym sie nie skusila, bo jednak troche o nich wiem, a przygoda Margi i Miska z rikszarzem (chyba, bo mzoe to taksowkarz), który wydal im reszte w rublach ruskich nacinajac te przemila pare chyab nawet bardziej niz mnie, tylko mnie upewnia w podejrzeniach.
Ale ten brokat.
Jakies 2 lata temu moja CO zapragnelam spinke w ksztalcie korony z brokatem.
Pragnienie zostalo mi przekablowane, a przeciez co ksiezniczka sobie zyczy to ksiezniczka dostanie - w koncu to moja jedyna CO plci zenskiej.
Pokopalam troche i trafilam na spineczki w podobnym formacie tylko, ze byly z zestawie i troche mniejsze, ale co tam, pomyslalam i zamówilam. Pozniej trafilam na wieksza, tylko na zlej spince i tez zamówilam. Oba zamowienia szly z Chin. Szly dlugo, ale doszly jak trzeba. Spinki z zestawu pojechaly do CO, a te dodatkowo postanowilam przerobic, zeby byla na wlasciwej spince.
Korone trzymalam z pracy, spinke do wymiany tez. Dla wygody lezaly w moim awaryjnym kubku w szufladzie w Lochach. Prawie 2 lata taka lezaly.

Korona z Brokatem. w srodku ma"klejnot" rurzowy.

No i dzis mnie przycisnela bieda, bo siedze w Lochach, pic sie chce, a kubek w szafce na Poddaszu. Niby moge pojsc po niego, ale na górze jestem wiecej niz na dole to se pomyslalam, ze no trudno, zutylizuje awaryjny.
Wyjelam zen korone, spinke, jakies cukierki z HongKongu (no wiem, strasznie azjatycko mi sie wszystko tu uklada) i nie myslac kompletnie nic...
Cukierki z HongKongu, mozliwe, ze w ogóle chinskie. nie wiem, nie umiem czytac tych krzaczków.
DMUCHNELAM w ten kubek.
A w nim byl brokat, co dostrzeglam katem oka mruzonego podczas dmuchniecia.
I dmuchnelam sobie nim prosto na czolo.
W tym momencie zdolnosc myslenia mi wrocila, popukalam sie w czolo i poszlam umyc kubek.
I tak wlasnie znalazlam sie w sytuacji wspomnianej na wstepie.

-------------------------------------------
"Will I be jumping the queue if I make my move now towards the kitchen sink?" (Czy jesli przysune sie teraz do zlewu to bede sie wpychac bez kolejki?)
Odparlam pogodnie (i calkiem odruchowo), ze "no, go ahead, I was just moving away from the sink, brushing glitter of my forehead" (A skad, nie krepuj sie, wlasnie od zlewu sie odsuwam, ocierajac brokat z czola.)

Kolezanka zaintrygowana przystapila do mycia kubka i pyta pomocniczo:
"Czyzbys miala za soba szczegolnie rozrywkowy weekend?"
"Nie, skad, moj kubek jest na górze wiec zmuszona bylam wyjac kubas zapasowy, w którym byl cos pokrytego brokatem, a ja niewiele myslac wen dmuchnelam i teraz zacieram slady"
Na co kolezanka bardzo stanowczo:
"Ach, rozumiem, ale wiesz, moze jednak nie powinnas go scierac?"
"Mysle, ze powinnam."
"Ale..."
"NIE!" odparlam rownie stanowczo i udalam sie do biurka.

Kurtyna.

Wednesday 9 August 2017

Sama sobie zgotowalam ten los, czyli nie dokazuj mRufa nie dokazuj, bo se wykrakasz.

No bo zaczelo sie niewinnie, od paru przypadków kreatywnego czytania, pózniej przytrafil mi sie mrugajacy meski zadek, ale malo mi bylo i musialam se qrwasz wykrakac. Otoz opowiadajac poprzednio o Mokrej i Dzikiej ust mych korale (a raczej palców mych opuszki) skalaly slowa:
"A ze jakos ostatnio nic godnego opowiesci sie nie zadzialo, a nie chce mi sie o drobnicy pisac bo nawet na sequel komedii pomylek troche malo"
I jakos nie zwrocilam uwagi na kamienno cisze jaka zapadla w eterze, a ges mi po narobku nie przeczlapala, co uwazam za gleboki nietakt z jej strony i sie zadzialo.
Ale od poczatku.
Pierwsze symptomy - Czytanie kreatywne.
W ostatni piatek lipca dostalam emalie z oferta z pewnego sklepu internetowego, co z niego raz na miesiac robie zakupy ilosciowe - Trucizny na conajmnie 2 tygodnie, srajtosmy na miescia, czadem dwa, srodków czystosci, zapasów doszafkowych itp. Sklep ma sztame z supermarketem z wyzszej polki - takim wyspowym P&P powiedzmy, ale od pewnego czasu cenowo prawie moze konkurowac z supermarketem na T, wiec dla wygody (bo nie lubie kupowac tych rzeczy osobiscie, bo poznie jtrzeba je upchnac w bagazniku Czerwonej Strzaly, ja jak wielu mezczyzn mam syndrom rozpakowania calego auta zakupów o raz to znarowilam sie i masówke kupuje zdalnie, a po szykany jezdze osobiscie - wilk syty i owca cala.
Jest to o tyle istotne, ze emalia z oferta miala swoj ciag dalszy kilka dni pozniej, ale to za chwile.
Otoz zerknelam ciekawie na emalie i oczom mym ukazal sie taki widok:




W moim oku wyobrazni przeczytalam "Cod Lions".
Noszqrwa, ale se wymyslili, pomyslalo mi sie. Lew z dorsza, Lwi Dorsz? tez maja pomyyy...
eee.... co?
Loins? (Ledzwia)
No nic dziwnego, ze moj mózg sie zbuntowal... od kiedy to Dorsze maja Ledzwia?
Pochwalilam sie wyczynem Bozence, bo ja sie lubie dzielic takimi wyczynami, a ona do mnie:
"Kurde, źle napisali i tyle, to samo przeczytałam".
No to spojrzalam do kalendarza - Merkury wchodzi w retro dopiero za 2 tygodnie z malym haczykiem, nie to jeszcze nie to i uspokojona zajelam sie innymi sprawami.
Trzy dni pozniej - w pierwszy wtorek sierpnia zaczelam szukac pewnej ksiazki.
Mianowicie Sea Hawk autorstwa Rafaela Sabatini. Wersji na kundla i po polsku, wiec sobie przetlumaczylam sobie tytul i zapodawalam u wujka gugla nastepujace zapytanie:

Co przeczytalo moje oko wewnetrzne nie bede nawet ujawniac,
Owszem mozna zgadywac tylko to juz prosze na priwa, bo od niedawna podobno czytuje mnie Mlody, nieletni syn dElvix i az tak go deprawowac bym jednak nie chciala.
(hint na koncu)

Tu juz weszlismy w moja osobista strefe razenia Merkurego - tzn mnie zwykle zaczyna dokuczac okolo 2 tygodni przed retro wlasciwym, pozniej dokucza wszystkim to mnie sie dostaja w mniejszym stezeniu, ale ponoc mam gadzine w ktoryms domu (z tych 12tu co to nigdy nie wiedzialam, ze je mam) wiec czuje do mnie chlopaczyna w skrzydlatych sandalsach miete z bubrem najwyrazniej ;).

Dalsze symptomy - dziwne okolicznosci przyrody.
Jakos w tym samym czasie rzucila sie na mnie doopa.
Znaczy ten meski zadek.
Jest tak. Mamy w Kolchozie kibelki damskie, kibelki meskie i kibelki koedukacyjne, no nie? 
W koncu gender friendly jestesmy na kazdym froncie, w tym kraju przpojonym tolerancji (chociaz mnie sie zdaje, ze to bardziej obojetnosc jest), to tego, jak sie jakis trans gender trafi, to nie poczuje sie zdyskryminowane/na/ny (no nie wiem cholera jak po polsku sie ten przypadek odmienia i zachowuje - na Wyspie jest latwiej, praktycznie wszystko jest bezplciowe, ale i tak nie jestem pewna jak sie mowi o takich osobach w trzeciej osobie)
W lochach tylko damskie i meskie sa. 
Ale na pieterkach juz full wypas, no nie? No i jak siedze na strychu to mam blizej tych koedukacyjnych, których jest bodajrze 5, z tym ze mozliwe, ze jeden jest dla niepelnosprawnych transseksualistów.
Nie mam pewnosci. 
Te koedy sa pojedyncze, znaczy wchodzi sie bezposrednio z korytarza do nich, no nie? I kazden ma wlasna umywalke, a takze reczniki papierowe, a ze ja patologicznie nie cierpie tych kosiarek, tfu suszarek do rak to tym bardziej wole koedy.
No i poszlam se do lazienki, oddac honorowo mocz (lub jak tez dawniej sie mowilo pogadac z Tamiza, albo z Wisla przez satelite).

Pierwszy zajety. 
Ide dalej.
Drugi wolny. 
W zasadzie wole ten trzeci, ale troche mnie juz cisnie, wiec juz tam nie wybrzydam. 
Napieram na drzwi, bo one ciezko chodza w tych koedach i juz na wstepie cos mi nie teges, bo aromat uzytkowania dosc zywy mnie w nozdrza trzasnal. 
Zdazylam sobie tylko pomyslec 'o cholera numer dwa tu byl', gdyz blysnela do mnie gola meska dupa. 
No nie wiem skad, ale wiedzialam, ze meska. Z zaskoczenia nawet nie zbaranialam jakos szczegolnie i wraz z wlascicielem dupy jeknelismy unisono "oh, sorry!", a ja wreszcie przestalam napierac na drzwi, zanim zobaczylam za duzo, wycofalam sie i dostalam straszliwej glupawki, ktora objawila sie wyszczerzonymi zebami i mamrotaniem "duren sie nie zamknal w kiblu" nastepnie poszlam do trzeciego, ktory szczsliwie byl wolny id od czlowieka i od aromaterapii.

Bozena sugerowala, ze tylek jest unikalny i moglabym rozponac wlasciciela i mu doradzic zmiany w diecie, a Marga nawet posunela sie do sugestii podprogowej, ze moze wlasciciel zadka jadal strusie mieso, ale po pierwsz ja u mezczyzna zwracam uwage na inne atrybuty niz tylek, a po drugie tylek byl siedzacy wiec nijakiego rozponawania i porad z deietetyki nie bedzie, a po trzecia aromat nie byl jakis odbiegajacy od normy, po prastu walilo produkowanym numerem dwa. 
Poniewaz dupy oczu nie maja, a ja tez nic wiecej oprocz zadka z profilu, nie widzialam to pozostaje miec nadzieje, ze nie byl to ktorys panów z fetyszem na damskie glosy. 

Kolejny Symptom - Dyskalendaria lub Czas Alternatywny.
W zasadzie to nie jestem pewna co bylo tym razem dykalendaria, czy tylko czas alternatywny, ale i jedno i drugie przytrafia mi sie na tym etapie, wiec nie ma znaczenia. 
Otóz nastepnego dnia wykonalam zamówienie z tego sklepu co oferuje Ledzwia z Dorsza. Nie zamówila jednakowoz zadnych mies czy to zwierzecych czy tez rybnych tylko Zapas Trucizny, srajtasme w hurcie bo wygladalo, ze na moja preferowana byla oferta, maslo dusnkie solone, sredniej wielkosci, bo wygladalo, ze jest na nie oferta i rózne inne rzeczy, o których zamilkne, bo troche tam niespodziewanek na przyszly tydzien mialo byc.
Zamawiajac musialam wybrac termin dostawy i wstepnie wybralam nastepny dzien czyli srode, wieczorowa pora. Niestety przy potwierdzeniu poinformowano mnie ze polowy mojego zamowienie nie ma. Znajac juz troche ten sklep uznalam, ze maja towar w innym magazynie i nie zdaza go pobrac, wiec dokonalam zamiany dnia na kolejny, czyli piatek. Bardzo dokladnie ptrzylam co wybieram i wybralam sobie 9pm-10pm czyli 21-22. O tej porze w domu na pewno juz bede.
Mialam racje i nagle nic nie brakowalo z mojego "koszyka", wiec nie wiele myslac zaakceptowalam wszystko lacznei z terminem dostawy i przestalam sie tym interesowac.
Jakiez bylo moje zaskoczenie gdy wieczorem we czwartek przyszla do mnie wiadomosc pt "Twoja dostawam miedzy 9am-10am(9-10 rano) jest skompletowana (...)".
Najpierw sklelam swiat, pozniej pomamrotalam, ze przesz nie mozliwe, zebym zle wybralam bo sprawdzalam 3 razy i jestem swiecie przekonana... aha! wróc - Zawsze kiedy uzywam frazy, ze jestem swiece przekonana o czymkolwiek  czym mialam udzial to wrecz gwarancja ze myle sie tak bardzo, jak sie jeszcze w zyciu nie pomylilam - to moze ja sprawdze co ja tam mam w potwierdzeniu zamówienia?
Sprawdzilam. NoQrwasz, oczywiscie. 9am-10am. Jak ja to do wuj wafla tego dokonalam, sprawdzajac 3 razy?
No tak. Teraz to juz za pozno cos zmieniac. Zostane w domu, tam tez popracuje z rana i pojade do Kolchozu po 10tej.
Tak tez zrobilam.
Dostawa przyszla, a ja odkrylam, ze zamiast swojej preferowanej srajtasmy zamówilam inny model, moze tez bedzie kompatybilny z moim zadkiem, ale to sie jeszcze okaze (errata - nie jest). 
dElvix jesli to czyta bedzie wiedziala, jak wazki jest to problem, bo poznala wyspowe srajtasmy. Wg pewnej Francy papier toaletowy na wyspie jest najdrozszy na swiecie - w skali porównaczej, a jakosci prezentuje rozmaite, owszem szmerglowi z Planety Ojczystej do piet nie siega, ale oszczedni uzywac sie go tez nie da. Po latach prób i bledów odkrylam taki, który spelnial wymogi uzytkowe i jego sie trzymam. A tu prosze, Swiecie przekonana (prosze bardzo!), ze biore zapas tego co trzeba udalo mi sie kupic cos innego. Plulam sobie w borde dopoki nie wyjelam z toreb masla, bo o ile tu o pomylce nie ma mowy w produkcie i jego wersji to okazalo sie ze w ofercie kupilam pojemnik kilogramowy... Czyli zapas na jakies 3 miesiace. 
No Brawo ja.
Roztargnienie to staly element mojej egzystencji wiec takie wtopy mnie juz w ogóle nie dziwia chyba, ze wystepuja w kumulacji z innymi symptomami.

I tu dochodzimy to Symptomów kumulacyjnych, czyli Skleroza + roztargnienie.
Dopadlo mnie juz takie wiele razy, ale tym razem skradalo sie jak Inertia i wzeilo z zaskoczenia. 
(Inertia creeps moving up slowly)
Zaczelo sie od tego, ze popsul mi sie czajnik, o czym wspomnialam w lipcu z okazji Wscieklych gaci.
Przystapilam do uzywania drugiego czajnika, tez juz majacego swoje lata, ale jednak mniej niz ten co sie skonczyl.
W samym koncu Lipca (mozliwe, ze w ostatni jego dzien) rano zagotowalam wode, popelnilam jakies napoje i poszlam do pracy. 
Po powrocie chcialam powtórzyc wyczyn, a tu ZONK. 
Czajnik poszedl do miejsca gdzie udaja sie wszystkie czajniki, które odmówia swiadczenia uslug.
Zostalam na wieczór bez czajnka.
Ale od czego zaradnosc - wyciagnelam rondelek z pokrywka i dawaj gotowac wode.
Z braku czasu te wode w rondelku gotuje tak juz tydzien.
Zapominam o niej srednio dwa razy dziennie, mam po temu genetyczne sklonnosci pobrane z garnituru Fadera, do zapominania o calym swiecie jak sie czyms zajme i o ile jemu czesto wypada, ze zajmie sie spaniem, bo z wiekiem tak bywa, ale moze byc tez ogladanie telewizji, to ja beztelewizyjna koncze tym, ze sie zaczytam, albo zapamietam w jakiejs glupkowatej grze.
I przyszedl poranek dostawy ze sklepu, ja w domu o nienormalnej porze, wstawilam sobie pranie bo co mi sie bedzie czas marnowal. Pranie chodzi. Spozylam sniadanko i wstawilam wode w rondelku na herbaty ziolowa na teraz i na pozniej. woda sie grzeje, a ja pracuej zdalnie, wiec wrocilam do laptopa i cos tam zubruje. 
Jakies 40 minut pozniej w kuchni niby przycichlo, ale jakos tak nie do konca, wiec poszlam sprawdzic pralke.
Wchodze do kuchni, slysze lekki szum, a pralka stoi. znaczy ona zawsze stoi, nie zdarza jej sie zeby lewitowala czy cos, ale w sensie ze sie nie kreci nic.
Noszqrwasz, znowusz sie cos popsulo? wymamrotalam do siebie i ruszylam ogladac te pralke. Hm, im blizej pralki tym mniej szumi, czego ta...
...ohqurwasztydebilko wrzasnelam na siebie - rondelek z woda na gazie. To znaczy rondelek na gazie. Z przykrywka.
Boje sie dotknac.
Co tu zobic?
E nie, para jeszcze leci, to cos tam jest. 
Odrywam, uff, wody prawie polowa jeszcze jest (duzo nalalam).
Wylaczylam gaz, zalalam napoje - starczylo na pol szkanki czyscika i na niepelna porcje w dzbanku na pozniej. Pomyslalam sobie rozne rzeczy malo pochelbne o sobie, dolalam wody do rondelka, odstailam go i nawet chyab przykrywka przykrylam i poszlam pracowac dalej.
Dostala przyszla dosc szybko, wiec korzystajac z nadprogramowej polgodzinki pojechalam po odbiór paru innyc hrzeczy co mi zalegal i ruszylam do pracy. Pomiedzy ostatnim odbiorem a praca przeszlo m irpzez mysl, zeby wskoczyc do domu zostawic tam pobrane towary, ale odpedzilam te mysl jak natretna muche bo przesz po co?
W pracy jak to w pracy. Przyszla pora lunchu, zaczelam jesc swoja pasze i tak mi ni z tego niz owego moaj kuchnia przed oczami stanela.
Stanela to niech se stoi, pies jej morde lizal.
Ale stoi to i patrze.
I widze jak odkrywam ten rondelek na gazie, ale spokojnie patrze dalej, ratuje reszte wody, odkladam pokrywke na deska bo goraca, parze napoje, plucze rondelek i przechodzi mi przez glowe ze cos mi sie on szybko zuzywa w tym tygodniu - bardziej niz przez poprzednie kilka lat, nalewam troche wody, stawiam na kuchni, z mysla ze jeszcze troche tej wody za gotuje i...
Koniec.
Wizja znika, a z nia mój apetyt, serce mi staje, dostaje wyrzut adrenaliny i rusza jak pod napieciem (Adrenalina/Crank z Jasonem Stathamem sie klania).
Czy ja wstawilam ten debilny rondelek? Jesli tak czemu nic z tego nie pamietam? Czy wylaczlam? Przeciec pozniej pilam ten czystek i wylawialam szczury z dzbanka i nie byly goraco, czy mogla przegapic ten rondelek na gazie? Tam bylo nieduzo wody. Minely prawie 3 godziny. Czy ja jeszcz mam dom? 
To wszystko przelecialo mie przez glowe w ulamku sekundy (slowo), w ty msamym czasie dlawilam sie przylkanym kesem paszy - bo przesz wizja urwala sie jak przelykalam, bo jakze by inaczej, usilowalam wmoic sobie, ze na pewno nie wlaczyla mbo przeciez dwa razy z rzedu nie wygotowalam nigdy wody, no i co z tego, to moze byc ten pierwszy raz, bloezsnie poczulam swoje pokrewienstwo z Faderem który spalil niezliczona ilosc czajników i zweglil kilka rondelków z podgrzewanym posilkiem bo film ktory wciagnla a nastepnie uspil. 
Pogodzilam sie, ze nie wytrzymam, zabralam torbe i ruszylam do wyjscia.
Spotkana M zapytala gdzie ide, odparlam, ze na chwile do domu, a ona tylko po jednym rzucie oka na moja facjate zapytala "CO SIE STALO?"
Nawet sie zdziwilm bo usilowalam sie usmiechac radosnie na przywitanie, ale mialam czas tylko wystekaca "Jeszcze nie wiem, musze sprawdzic"
Podobno bylam tak blada, ze uznala iz albo czegos nie wylaczylam, albo ostawilam co na gazie.
Proroku kurna czy co?
(nie wiedziala o tym drugim czajniku, ba chyba nawet o tym pierwszym nie meldowalam)
Jadac do domu wyjatkowo rozsadnie, kombinujac straszliwie czy sa szanse zeby woda sie jeszcze nie wygotowala, albo jak sie wygotowala to czy sa szanse ze chalupa mi sie nie zjarala do tej pory, wypatrywalam tylko chmury dymu z szerokopojetego kierunku mrowiska, ale im blizej bedac i nic nie widzac zaczynalam odczuwac coraz glebszy spokoj, co u mnie jest znakiem ze poziom stresu i paniki osiaga u mnie krance atmosfery i nadal przyspiesza.
Zaparkowalam, dopilnowalam zamkniecia samochodu, weszlam, zanotowalam brak woni nadprogramowych, zebralam poczte z podlogi i bardzo zrelaksownym krokiem weszlam do kuchni, gdzie panowala cisza i dopiero wtedy odwarzylam sie spojrzec na cos innego niz wlasne stopy.
rondelek z przykrywka stal na kuchni, wYlaczonej. Z woda w srodku.
Czyli wizja pokazalo mi wszystk oco bylo i zlosliwie nie pokazal reszty.
Rondelek z kuchni zestawilam, zgrzeszylam ciastkiem z malinowym dzemem i wyszlam z domu, zamykajac drzwi na klucz i wracajac do pracy doslownie na minute przed spotkaniem które mialam o 13.30.
Dowidzenia sie z Panstwem serdecznie.

PS. Pragne tez z tego miejsca serdecznie pozdrowic Smoczynska, ktora rzewnie wspominalam przy tej okazji (przez cala droge do domu, bo ja mysle wielotorowo i wielowatkowo, w liniach poziomych, pionowych, a takze po skosie) i która musze kiedys zapytac o pozwolenie na opisanie ich przygody z zapomnianym garnkiem na gazie ;).

*podpowiedz - nie spodziewalam sie ze z Rafaela, az taki oceaniczny wuj.

Thursday 3 August 2017

Mokra i Dzika mRufa - opowiesc histery...erm...historyczna

Wlasnie rekomendowalam M atrakcje wodna na Polnocy Wyspy, dla zabrania dzieci, bo sama tam bylam przed laty i sobie przypomnialam, ze mialam o tym opowiedziec.
A ze jakos ostatnio nic godnego opowiesci sie nie zadzialo, a nie chce mi sie o drobnicy pisac bo nawet na sequel komedii pomylek troche malo, to pomyslalam, ze opowiem o tym jak to sie mRufa do wet'n'wild wybrala - czyli wodnego parku rozrywki.
W sumie to bylam w takich parkach razy dwa, pierwszy raz pod Paryzem w poznych latach 90tych - nie wiem kiedy dokladnie, ale na Wiezy Eiffela byl juz licznik milenijny, a drugi raz wlasnie na Wyspie w '99.
W historie francuska nie bede na razie sie pchala, bo brak mi protez pamieciowych, ale epizod z wet'n'wild bedacy swiezo upieczonym 18-to latkiem mam udokumentowany bez mala na goraco, bo opowiadalam o tym dElvix w liscie. Z detalami, a takze z obrazkami!

Kombinezon do podrózy czasoprzetrzennych gotów? No to odziewamy i hop!
(gogle to troche malo na taki skok)

Byly to akurat urodziny kolezanki, wspóllokatorki, która zapragnela spedzic owa okazje wlasnie w aquaparku, a które opisalam zgrubnie o tak:

1) wydalam wiecej kasy niz na swoje wlasne urodziny,
2) 2giego kwietnia plywalam pod golym niebem na polnocy Wyspy (acz NIE w Szkocji),
3) Pierdyknelam sie w leb, stad pewnie wyniklo powyzsze,
4) Jadlam Chinszczyzne przyzadzona przez Malezyjke (co udalo mi sie przebic lata pózniej, w Melbourne na Florydzie jedzac w irlandzkim pubie amerykanski apple pie pod francuskim ciastem).

Streszczenie, dla tych co czytaja wylacznie po lebkach, ich strata bo pikantne szczególy beda dopiero w detalu:

Pojechalismy osmioosobowa ekipa (w tym jedno dziecko w wieku wczesno-szkolnym wiec wlasciwie to w 7.5) do Wet’n’Wilde i bylo tam i mokro i dziko.
Szalenstwa zaczelam wpadajac do Czarnej Dziury, gdzie pierdyknelam sie w leb, nabywajac calkiem porzadnego guza i tylko cudem nie wstrzas mózgu, a zakonczylam wystepy jako Kamikadze.
W miedzyczasie robilam za zywa kulke flipperowa, bylam w samym centrum Tornada, a takze Mistrala, a zrezygnowalam tylko z Okaz Cyklony i chyba Huraganu, ale to moge sie mylic, bo byl tez tam Twister.
Po odpracowaniu numeru z Kamikadze, poczulam sie prawdziwie jak ten kamikadze, który umarl i zmartwychwstal, czyli potencjalnie jak Zombie i zaleglam na wodzie w miare nieruchomo przy pomocy jakiejstam pianki i oddalam sie blogiemu dryfowaniu w Leniwej Rzece, która wiodla na Otwarta Lagune i tam wlasie uprawialam plywanie pod golym niebem.
W leb walnelam sie na tyle niezle, ze szumialo mi w nim do poznego popoludnia. A uszy moje mialy tak dokladne mycie z namaczaniem, jakiego nigdy wczesniej nie doswiadczyly...
Dryfujac Leniwa Rzeka nabralam nawet obaw, ze mam halucynacje, bo po drodze byla taka WIELKA zaba, która rzygala dziecmi.
Malymi, rozwrzeszczanymi dziecmi.
Nawet niemrawo przeszlo mi przez mysl, ze jak ja nie mam nic przeciwko Zabom, nawet WIELKIM, to tej powinno sie przestac dawac jesc, bo wkrotce zagrozi Wyspie wyz demograficzny, a takze plaga i krach na rynku pieluszkowym.
Po czym zreflektowalam sie, ze te dzieci to juz "broilery" – w wieku post-pieluszkowym.
Nastepnie (niewatpliwie w wyniku tego walniecia sie w glowa, albo zamrtwychwstania po numerze Kamikadze) zastanowilam sie czy moze to stad sie biora dzieci na Wyspie?
Gry i zabawy wodne zakonczyly sie kole 18tej i po krotkim postoju w domu udalismy sie na chniszczyzne serwowana przez Malezyjczyków, gdzie jako jedyna wegetarianka nia mialam z kim dzielic sie potrawami, a takze po raz pierwszy doswiadczylam metod serwowania potraw w takich knajpach – mianowicie w porcjach na byka podawanych do podzialu. Ja to bym sie nawet chetnie podzielila, ale inni nie chcieli bo bylo im niewyraznie, ze ja od nich nic nie wezme, nie jedzac ani mies ani owoców morza.
Nie oszukujmy sie posilek wyszedl mi nieco kosztownie i monotonnie.
Po posilku udalismy sie wszyscy gdzies.
Ja myslalam, ze do pubu na drinka i tylko bylam zaskoczona bo nigdy wczesniej nie musiala placic za wejscie do pubu, bo niby za co, ale okazalo sie w srodku, ze byl to klub nocny, a za wejscie do takiego klubu, to owszem placic przywyklam.
Moje notatki mówia ze byl bardzo fajnie urzadzony, ale pamie wlasna nie podpowiada mi NIC.

Ale po kolei.

W leb walnelam sie lub zostalam walnieta tego dnia w sumie 3 razy. 
Pierwszy byl w tej czarnej dziurze i wcale nie zrobilam tam nic glupiego. 
Czarna Dziura to taka zjezdzalnia, co sie dostaje dwudupny obwazanek dymany i niby mozna solo, ale w duecie rzekomo zabawniej. 
No w zasadzie to bylo zabawniej tylko nie uprzedzili mnie, ze to bardziej dla publiki, niz dla uzytkownika.
Mianowicie jako, ze bylo nas 7.5 to wypadaloby ze nikt bez pary by nie byl, ale jakos nam nierowno wszystko szlo i chyba dziecko nie moglo leciec do czarnej dziury, wiec wypadaloby ze ktos musi leciec sam, ale nie bylam to ja bo z zaskoczenia dalam sobie wmówic, ze solo nie mozna i ze mam leciec ze znajoma kolezanki, opiekunka od tego dziecka.
Jak mus to mus.
Obwarzanek dwudupny wygladal tak:


Siedziec w nim nalezalo tak, zeby zadek tkwil w dziurze. Ja poslusznie wbilam cztery litery w srodek obwarzanka, a ta druga, elegentka w dupe kopana nie chciala dupska zamoczyc (to po co ona tu przyjechala?) i przycupnela na obreczy, o tak:


W efekcie doskonale zaplanowany podwojny srodek ciezkosci wzial w leb i nasz dymany obwarzanek na pierwszym porzadnym zakrecie, czyli prawie na poczatku, wykoleil sie kompletenie (JEBUDU!) wyrzucajac nas w powietrze. 
Tzn konkretnie to mnie sie kapotaz wykonal, bo jednak dupsko mialam blizej ziemii – czyli jeb w leb o podloze, a opona nagle nademna, wyrwawszy sie spod dupska, wiec oszolomiona wyklepywaniem czarnej dziury wlasnym czerepem, grzecznie dolne lapy do podloza docisnelam i lece dalej na plecach. 
Ja to i tak pol biedy, bo najpierw zobaczylam jak ta panienka elegantka, a wlasciwie to stara krowa (juz wtedy kilka lat starsza niz ja teraz) wystrzelila ze swojego konca jak z procy, padla na kolana (dopiero wtedy ten obwazanek wyrwal sie mnie spod tylka) i reszte zjazdu przegalopowala na czterech lapach, jak na krowe przystalo. 
Chociaz wlasciwie to na trzech, bo z jakiegos powodu kurczowo trzymala jeden uchwyt obwarzanka reka, nad glowa.
Trzeba bylo nas widziec jak wylatywalysmy z drugiego konca tej Czarenj Dziury – ona na czworaka, ja pod kolami, czesciowo oszolomiona, czesciowo podtopiona, bo jednak wody bylo wiecej niz w zjazdach bezoponkowych, dziko rozchlapane szalenstwo:

Drugi raz w leb dostalam od tej “starej krowy” zaraz po wyladowaniu – jak sie z baseniku gramolila z tych czworaków, przypierwolila mi z lokcia w brode tak zdrowo, ze oprocz wody w oczach mialam tez gwiazdy, a dopiero nastepnego dnia uwierzylam, ze nie bede miala siniaka. 

Powie ktos moze, ze na brodzie sie nie da? Otóz gówno prawda, bo jak Wiedzmince, lata pozniej Boberek (buldozek francuski imieniem Platon) strzelil z banki w brode na powitanie to pozniej tydzien chodzila z siniakiem, zanim dalo sie go zamaskowac makijazem.

Facetowi kolezanki (tej od urodzin) bardzo sie to podobalo – stwierdzil, ze widocznie w polowie drogi nam sie znudzilo siedziec grzecznie wiec przerzucilysmy oponki na plecy, zeby tez poczuly frajde bycia zjezdzanym.
Obiektywnie rzecz ujmujac na tylku zjezdzalo sie duzo lepiej niz na tej oponce i od tamtej pory korzystalam juz tylko ze zjezdzalni bez dodatków!


Z ciekawostek to jeszcze, szykujac sie chyba na pinballowa zjezdzalnie, czekalam obok kolejki do Twistera – to byl taki jakby warkocz z dwusplotu – dwie rury sie ze soba przeplatala i mozna bylo sie scigac z druga osoba. Otwory mi sie takie dosc waskie wydawaly i sie nieco sploszylam ze utkne, wiec nie reflektowalam, ale czekajaca nan kolezanka z Facetem usilowala mnie zachecic i mówi:
"I wiesz tu trzeba skrzyzowac nogi, skrzyzowac rece na piersi..."
A ja niewiele myslac dodalam:
"Zamknac oczy i na drugim koncu wyleciec juz gotowa do trumny, z ladna mina?"
I zademonstrowalam:

Kolezanka zrezygnowala z perswazji, a ja udalam sie do zjezdzalni pinballowej.
No i kulminacyjna atrakcja – Kamikaze.
Wskakiwalo sie do niej na najwyzszym poziomie – tak na moje oko 3 pietro, moze 4te, zaczynala sie niewinnie, po czym nagle bez ostrzezenia podloze pod tylkiem znikalo i czlowiek prul ile mu grawitacja dyktowala ku ziemii. 


Mnie przed oczami w trakcie tego lotu smignelo duzo róznych wizji – jak to wybijam nogami dziure w dnie tej rury, wycieka cala woda i te moje nogi tak stercza z dna tuby, a na glowe zwalaja sie kolejne ofiary spragnione spadku swobodnego, a to ze nie wybijam wprawdzie dziury, ale ciezarem wlasnym rozdzielam segment tuby, reszta bez zmian (tylko bez tych nóg sterczacych), a to znowu, ze wychodze z imprezy z golym dupskiem bo tarcie przy ladowaniu mie zedrze majtki przez glowe (dziwne swoja droga bo wystepowalam w kostiumie sportowym mocno zabudowanym).
Nic z tych wizji sie nie sprawdzilo, bo cwaniaki nachylenie zmieniali blizej konca i zmiana kierunku lotu z pionu w poziom byla dosc plynna - znaczy spoor wody sie tam jednak zbieralo, ale nie spowalnialo to deliwenta nadmiernie wiec prulo sie dalej dluzszy kawalek juz horyzontalnie i z tej konkretnej zjezdzalni trzeba bylo dosc dlugo maszerowac do czesc rozrywkowej i schodów na kolejne zjezdzalnie, wiec  zmeczona atrakcjami i kompletnie wypluta postanowilam sie zrelaksowac. 

Udalam sie do strefy bez zjezdzalniowej - sztuczne fale, jakuzzi te sprawy, ale to mi sie znudzilo szybko (plus okolica byla pelna dzieciarni, której zródlo odkrylam dosc szybko - ta WIELKA Zaba).
Pobralam zatem piankowa deske, podpatrzylam u dzieciaków jak sie na nia wsiada i ruszylam sie relaksowac.

Zaczelo sie od tego, ze deska byla nie ujezdzona i strasznie wierzgala. I wtedy wlasnie dostalam w leb po raz trzeci.
Nie, w brew pozorom nie przylozylam sama sobie ta deska, tylko komus przeplywajacemu obok jego deseczka wyskoczyla spod tylka i gwizdnela mnie po pysku. 
Moja rzecz jasna tez wyskakiwala spode mnie wielokrotnie, ale jakos raczej  tak, ze usilowala mi wskoczyc na glowe niz dac mi po pysku, wiec udawalo mi sie ja zlapac na goracym uczynku i nie przy pomocy facjaty. 
Ale wygladalam przy tym ujezdzaniu narowistej deseczki niewatpliwie rozrywkowo:

Wydajac przy okazji okrzyki typu: "Siedz cholero!! Ooooooooooooooooookurnalece!PLUSK!!!"  rozmaicie to po polsku to po wyspowemu.

Czego nie udalo mi sie popelnic tym razem, a czego dokonalam w paryskim aquaparku, bylo zgubienie czegokolwike (oprocz godnosci osobistej). Klucze do szafki zgubila ta znajoma od kolezanki co mnie kosztowala guza.

KARMA RULEZ, co?