Description

Wspomnienia mniej lub bardziej biezace, bo technologia wyparla potrzebe pisania listow i nawet maili do bliskich i blizszych i tych calkiem oddalonych

Thursday 28 September 2017

Podróz na Kraniec Swiata, rozmowy (nie)kontrolowane i czy wedrówki z mRufa pozwalaja zachowac powage.

Przyjechala do mnie kuzynka.
Juz o niej bylo, albowiem jest to Mac mojego CO (Chrzesniaka Osobistego).
Sama przyjechala.
Miedzy innymi musiala biedaczka odsiedziec swoje na najbardziej odludnie umieszczonym lotnisku Londka - lotnisku, ktore znajduje sie na takim zadupiu, ze juz jakies 5 mil przed nim obserwujemy jak ptaki zawracaja, a poprzednio jak tam bylam, to jestem pewna ze zaobserwowalam psa, ktory poszczekiwal tylkiem.
Dla spojnosci, po drugiej stronie tej podrózy tez mamy do czynienia z antyteza wyszukanego lotniska, rzec mozna by, ze czlowiek jak wysiada na Planecie Ojczystej na tym lotnisku to ma dejavu i sprawdza czy nie cofnal sie o 30 lat w czasie, albo jakims osobliwym paradoksem czaso-przestrzennym nie wyladowal na przyklad w australijskim Cairns, albo na przyklad irlandzkim Cork w 2005 (pozniej na owych lotniskach nie bywalam wiec nie bede ich szkalowac).
Aczkolwiek co do strony Planety Ojczystej to ja sie nie bede wypowiadac autorytatywnie, bo poza Okeciem nie bywam, a poglad inspirowalam czytajac Janine Daily.
W kazdym razie, lotnisko na zadupiu Londka ma to do siebie ze jest szalenie elegenackie, jakby w desperackim zaprzeczeniu swojej zadupiastosci i ptaków obserwowanych z oddali, tam gdzie wlasnie zawracaja.
A co za tym idzie, ma tez najdrozszy parking swiata, co odkrylam w ubieglym roku, pobierajac stamtad CO z Macia i z racji bycia wyjatkowo prawie niespozniona musialam poczekac na nich ponad godzine co mocno nadwyrezylo moj budzet wakacyjny.
Chcac uniknac az takiego nadwyrezenia tym razem i swiadoma mojego obecnego trybu pracy - co miesiac zbieram tyle nadgodzin ze jakby mi za kazda placili £1 na reke to mialabym srednio dyszke miesiecznie - zapowiedzialam kuzynce, ze jesli poczeka cierpliwie to ja odbiore.
Zgodzila sie chetnie bo opcja byla jazda 3.5 autobusem i dojazd do celu pozniej niz czekanie i jazda ze mna - bo dodatkowym atutem lotniska jest fakt, ze autobus pokonuje trase w 3.5 godzini jezdzi raz na 3 godziny, a ja ten dystans pokonuje w 1.5 godziny.
Pobyt kuzynki byl zaplanowany tak, ze w weekend pojedziemy na "kraniec swiata", zwiedzajac po drodze jakas atrkacje, nastepnego dnia wrocimy z podobnym programem, a w poniedzialek odwiedzimy muzeum w Salisbury, bo posiada ono w sobie wystawe pt Swiat Terry'ego Pratchetta.
Zaskakujaco dla wszystkich a juz szczegolnie dla siebie, wszystkie te punkty programu zostaly zrealizowane, acz nie bez paru niedogodnosci i paru ataków smiechu.
Wyruszylysmy w sobote tylko 30 minut pozniej niz mialam nadzieje, pogoda nam dopisywala, korki jakos nie dreczyly.
Podroz mijala gladko, pogawedka rowniez i z jakiegos powodu weszlysmy na temat religijny. Tzn nie zaczelysmy sie z nienacka modlic ani nic z tych rzeczy, ale cos tam bylo o roznych smakach i odmianach i jak to niektore sie toleruja, a inne kompletnie nie, a takze o tym jak to polski kosciol katolicki nie pozwala brac chrzestnych nie-katolików, ani kaotlików zyjacych wylacznie ze slubem cywilnym, a i rozwodników niechetnie widuje, podczas gdy tenze sam kosciol katolicki, ale na takiej Wyspie bez oporów ksieza akceptuja rodziców chrzestnych z CofE itp, na co kuzynka poinformowala mnie, bo w tematyce rozeznana, ze ochrzcic w wierze katolikciej moze kazdy, wiec te obwarowania polskiego kk sa komletnie bezzasadne, bo wystarczy wypowiedziec odpowiednia formulke i koniec.
I posluzyla przykladem:
"Gdybys na przyklad teraz, tu na autostradzie urodzila dziecko (tu zauwazyla moja zdegustowana mine), no albo ja na przyklad, a w tym czasie przejezdzalby tedy jakis Hindus i bys mu powiedziala, ze chcesz to dziecko ochrzcic"
"Ale przeciez matka moze sama ochrzcic" wtracilam ja.
"No ale jakbys umierala i ostatnim tchem poprosila tego Hindusa"
"A skad ja Ci tu teraz wezme Hindusa?? Pusta droga jest!" wtracilam znowu ja.
"No dobra to iny przyklad. Na przyklad dwoch Hindusów na bezludnej wyspie i jeden jest umierajacy i ostatnim tchem pragnie zostac przed smiercia chrzescijaninem, to ten drugi jak wypowie odpowiednia formule... a no i musza miec na tej wyspie slodka wode!"
"A jak nie maja? Slona nie moze byc?"
"Nie, slona nie. Sol jest tez potrzebna do czego innego, ale musi byc slodka woda. Musieliby miec destylator."
"A do czego sól?" dopytalam szczerze zaskoczona.
"No bo sól tez jest do chrztu uzywana"
"Powaznie? Nie pamietam tego!"
"No bo wlasnego chrztu zwykle sie nie pamieta!"
"No tak, ale przypominam Ci, ze bralam udzial w paru chrztach nie swoich, z czego ten ostatni zaledwie jakie 5 lat temu i tez nie kojarze soli"
"hm, to moze w prawoslawnym obrzadku jest sól?" zastanowila sie kuzynka i dodala,
"Jak nie ma slodkiej wody to najwyzej moga sie ochrzcic w prawoslawiu!"
"Wiesz jak nie maja slodkiej wody i jeden juz umiera to ten drugi tez za dlugo nie pociagnie prawde mowiac" wyglosilam z namyslem " to moze niech sie juz obaj ochrzcza od razu jak ich tak przypililo".
Tu zakonczyla sie nasza mozliwosc powaznej dyskusji i pojechalysmy dalej.
Po drodze zawadzilysmy o atrakcje turystyczna i artystyczna.

The Minack Theatre - teatr sezonowy, obecnie nadal w uzyciu.

Ktore zreszta odwiedzalam jako starego przyjaciela, bo 7.5 roku temu bylo tak:
Ten sam tear ale jeszcze przed sezonem
Po zwiedzaniu teatru po paru minutach dotarlysmy do celu - mianowicie do Land's End czyli na kraniec swiata.
Na miejscu okazalo sie, ze:
  • niby mamy pokoje na tym samym pietrze, ale wioda do nich dwie osobne klatki schodowe i zeby sie odwiedzic musimy zejsc z pietra drugiego na pierwsze i drugimi schodami abarot na drugie
  • w hotelu odbywa sie uroczystosc odnowienia slubów malzenskich, czyli lokalnie kultywowana tradycja pozwalajaca miec wiecej niz jedno wesele, nawet jesli para sie nie rozstaje, a co za tym idzie moze byc dosc szumno i gwarno
  • moj pokoj jest mezczyzna i na dodatek serem, a kuzynki oceanem i z niewiadomych powodów kuzynka czuje sie poszkodowana mimo, ze w swoim pokoju ma widok na ocean z dwoch okien a ja tylko z jednego, bo w ogóle mam tylko jedno okno
Sir Humphry byl chemikiem i eksperymentowal miedzy innymi z gazem rozsmieszajacym przy okazji uzalezniajac sie od niego. Ha!
  • w hotelu oprocz nas sa jeszcze dwie polskie ekipy gosci i jedna z tych grup ma auto wypakowane po dach siatami z Biedry, co kuzynke zaskakuje tak bardzo, ze az zaczyna podejrzewac, ze na wyspie jest siec sklepów. Dementuje te podejrzenia.
  • spotkala mnie osobliwa przypadlosc - mianowicie w polowie rozmowy z Faderem, za posrednictwem polskiej komórki sieci w kolorze owoca cytrusowego mialam przezycie godne z Twilight zone - mianowiecie w polowie rozmowy tak jakby ktos do mnie zadzwonil i skonczyl trwajace polaczenie i uslyszalam cala dotychczasowa romowe od poczatku, ale wylacznie strone dialogowa Fadera. po dluzszej pertraktacji z roznymi telefonami dokonczylam rozmowe a to dziwne wydarzenie zwalilam na karb lokalizacji - w koncu kraniec swiata - moze nie end of universe, ale blisko.
  • Oba pokoje sa z widokiem na morze przy czym moj wylacznie na te oto latarnie, ktora jest dosc szczególna, ale o tym za chwile. 
  • Zgodnie z moja zapowiedzia piz.... erm... wieje jak w kieleckiem wiec kuzynka przygotwana wbija sie w czapeczka, a ja z rozgoryczeniem przypominam sobie, ze opaske nadal mam w bagazniku samochodu i za Chiny Ludowe nie chce mi sie po nia wracac, czym prawdopodobnie pieczetuje swoje losy i zapraszam kaktusy do gardla, niewykluczone, ze wieksza ekipa.
Rezerwujemy sobie stolik na kolacje i idziemy sie przewietrzyc. Widoki zapieraja dech w piersi rownie skutecznie co wiatr.
Przy jednym szczegolnie malowniczym klifie czy tam innym zboczu, ogrodzonym nadzwyczajnie nieprzystepnym stalowym drutem na wysokosci pol lydki doroslej jednostki ludzkiej przystajemy i popelniamy sesje fotograficzna geografii.
Kuzynka w zapamietaniu i przy uzyciu - uwaga - TABLETA - odwala te sesje i przysuwa sie coraz blizej i blizej do owego drutu. Dzieci niby ma dorosle, ale czuej w sobie lekki niepokoj, podsycany nadpobudliwa wyobraznia, wiec mówie:
"Uwazaj tylko i sie tu nie wykopyrtnij."
"Nie, nie" odpowiada dosc stoicko kuzynka "Po pierwsze mam lek wysokosci, a po drugie nie najlepiej plywam."
"Mysle, ze jesli stad zlecisz, to plywanie bedzie ostatnia rzecza o jaka sie bedziesz martwic." mwoei do nie nieco ubawiona.
"Ha, ha, masz racje, ale i tak pewnie jakby zleciala to glownie wrzeszczalabym ze nie umiem plywac"
"No wiesz, ja nawet umiem plywac, a jak ja stad bym zleciala, to tez mi to w niczym by nie pomoglo."
W drodze powrotnej przysiadlysmy przy zamknietym budynku, który niegdys byl schroniskiem specjalnie dedykowanym ludziom przeciwnym uzywek i postanowilam sprawdzic w internetach manu hotelowej restauracji. Menu, jak menu, dosc przystepne, odczytalam i jako grand finale dodalam uspokajajaco:
"Oczywiscie maja tez pieczaki."
kuzynka kiwa ze zrozumieniem glowa, a ja nieco zbaraniala usiluje wytlumaczyc.
"No te, qr.... pieczaki!"
kuzynka nadal kiwa co zaczyna mnie irytowac bo juz wiem ze nie ma pojecia o czym mówie, ale kiwa albo z grzecznosci, albo zinterpretowala mnie krestywnie.
"No ziemnione!!" wykrzykuje juz sfrustrowana.
"Taka zapiekanka z pieczarkami?" doprecyzowuje kuzynka.
"NIE!! ZIEMNIAKI PIECZONE!"
i juz uspokojna po przelamaniu oporu cholernych pieczaków, dodaje
"z roznymi dodatkami".
Podczas wieczerzy obserwowalysmy te osobliwa latarnie, ktora wraz z zapadajaca ciemnoscia zaczela mrugac, ale tak kropecznie niemrawo i co gorsza na czerwono, co kuzynke zdegustowalo bo spodziewala sie ze snop swiatla godzien penitancjarnych szperaczy bedzie omiatal nasze sypialnie wraz z reszta hotelu, mnie nawet ulzylo i usilowalam ja przekonac ze snp wali na morze, a na nas tylko te czerowne blyski, ale mi niedowierzala, wiec wyguglowalam te latarnie i przeczytalam nam, ze wali snopem w strone morza, a nie ladu, a takze truka we mgle.
Pogodnie i pochopnie, a takze na glos, ucieszylam sie ze tego juz nie doswiadczymy i wieczor uplynal nam bez szczegolnych zaklócen.

-------------pare godzin pozniej-----------

Noc zapowiadala sie ciepla, wiec umylam lepetyne, i z podsychajaca poszlam spac z uchylonym oknem - okno mialam osloneite od wiatru i cieplo bylo tak ze nawet koldra wzgardzilam.
zanim usnelam uslyszalam jeszcze sasiadów wracajacych z jubelku (tej przysiegi malzenskie) i usnelam.
Snily mi sie jakies osobliwosci, nawet juz nie pamietam jakie, oprocz jednej - mianowicie snilo mi sie ze spie i ze dzwoni budzik. Dziwny taki bo nie moj. No to go wylaczylam i spie dalej (w tym snie). A on dalej dzwoni. Tak wylaczalam go pare razy az w koncu postanowilam odwrocic sie na drugi bok - nadal we snie, a majac w realiach do dyspozycji takie waskie lozko, ze musialam sie czesciowo przebudzic zeby odwrocic sie na ten drugi bok - inaczej bym sie spitolila z dosc znacznej wysokosci - bo klasyczne wyspowe lozka sa dosc wysokie- i w tym czesciowym rozbudzeniu dotarlo do mnie, ze ten "budzik" to wcale nie sen.
Nieco jeszcze polprzytomna zaczelam sie wsluchiwac. Tak stanowczo jest to dzwiek z jawy nie ze snu.
Moje osobiste alarmy maja znacznie bardziej wyszukane dzwieki, wiec sprawdzilam okoliczne radio z budzikiem, bo moze jakis debil, znaczy poprzedni gosc ustawil sobie alarm na srodek nocy i zapomnial deaktywowac, ale nie, to nie radio z budzikiem.
Tu pomyslalam bardzo brzydko o sasiadach, ze pewnie to oni ten budzik maja i ignoruja, ale dotarlo do mnie, ze skoro ja go slysze na tyle zeby spenetrowal sciane snu to u nich musi byc glosniej.
I w tym momencie sie przestraszylam bo wyszlo mi, ze to pewnie alarm pozarowy.
To juz mnie kompletnie rozbudzilo, sprawdzilam pokój i jednak nie, nie alarm pozarowy.
Ale wtedy dotarlo do mnie, ze glosniej slysze dzwiek jak jestem blizej okna.

LATARNIA!! dotarlo do mnie.

Popedzilam do okna i faktycznie za oknem widac bylo doslownie gówno i wcale nie dlatego, ze ciemno - przeciwnie znaczniej mniej ciemno niz bym sie spodziewala, ale za to blyskania latarni kompletnie nie widac.

Otoz w czasie wczesnych godzin nocnych od oceanu nadciagnela mgla i ta cholerna trukajac latarnia zaprezentowala nam wszystkie swoje atuty!

Zamknelam w koncu okna na sztywno, bo przy rozszczelnionym nadal bylo slychac to trukanie dosc wyraznie, a i tak reszta nocy przebiegla mi srednio bo to cholerne trukanie przechodzilo przez szyby jak cieply noz prez maslo, a takze przez poduszke naciagnieta na leb.

Kuzynka przyznala, ze i ona slyszala trukajaca latarnie, ale nie zaklocilo jej to snu, bo jednak okno miala nie bezposredni na latarnie, a nieco z boku.

Opowiadajac o tym Faderowi pare dni pozniej uslyszalam:
"Ty ostatnio cos nie masz szczscie z tymi pokojami hotelowymi, co? We Fromborku tez mialas gorszy pokoj, nawet bylo mi Cie szkoda, ale nie chcialas sie zamienic" 
No nie chcialam. Mam jednak o 40 lat mniej niz Fader wiec uwazam, ze moge nieco wiecej dyskomfortu stolerowac ;).

Nastepnego dnia ruszylysmy w tej cholernej mgle w droge powrotna, zegnane zalosnym zawodzeniem trukajacej latarni.
Wracajac przez Cheddar dokonalysmy rozmaitych zakupow - rozne rodzaje sera cheddar i calkiem niechcacy przjechalasmy przez niezwykle malownicze Cheddar Gorge - polecam, widoki niezapomniane.
Nastepnego dnia, jak juz sie laskawie przebudzilam bo jednak noc z latarnia wokalnie aktywna wymagala odespania udalysmy sie na znacznie krotsza wycieczke - do Salisbury odwiedzic wystawe Swiat Terry'ego Pratchetta (tez sera zreszta) i byla to calkie mprzyjemnie urzadzona wystawa, aczkolwiek zeby nie kuzynka to bym sie tam solo jednak nie wybrala - w temaciu muzealnym to ja jednak poza technike i militaria nie zagladam.
Abu wycieczka nabrala wiekszego sensu udalysmy sie tez do okolicznej katedry, najwyzszej na Wyspie a drugiej co do wzrostu po Ulm podobno (tak mi 11 lat temu mówiono), gdzie usilowalam kuzynce pokazac ze jest krzywa, ale nie moglam sobie przypomniec gdzie patrzec zeby to zobaczyc, a takze swiece Amnesty International, ktorej tez ni moglam namierzyc prawdopodobnie dlatego ze w czesci sakralnej odbywala sie jakas uroczystosc ku pamieci i nie mozna bylo tam lazic, ale i tak wycieczka byla udana bo kuzynka popatrzyla sobie na jeden z czterech zachowanych egzemplarzy karty praw (magna carta) (ja nie bo juz raz widzialam, to po co mam dwa razy literki wypatrywac ;) ).
A takze trafilysmy na widne zwierciadlo ktore w cudny sposob pokazywalo strop katedry wiec nie trzeba bylo lba zadzierac. Konstrukcja byla bardzi intrygujaca bo nieskalanie spokojna tafla wody, po czterech "rogach" splywala na posadzke, ale tak sprytnie, ze nich nie chlapala po posadzce ani po girach ludzkich.
O prosze:
Pierwsze podejscie do opelnienia powyzszego obrazka oczywiscie zakonczylo sie porazka bo jak tylko sie do ustrojstwa zblizylam to jak szarancza zbiegla sie grupa mniej ub bardziej leciwych turystów rozmawitej konduity i dalejze przepychac sie do lustra celem sprawdzenie czy im sie mordy do góry nogami nie odbijaja itp.
Znajac juz te szczególna wlasciwosc mojej osoby - gdzie nie wejde, natychmiast nagle robi sie to miejsce centrem uwagi i gromadzi sie w nim tlum, popatrzylam tylko z zalem na zrujnowany piekny widoczek i juz otwieralam usta, zeby powiedziec kuzynce, ze 'chodz udamy ze odchodzimy kompletnie niezainteresowane i wrocimy za chwile jak onie se wszyscy pojda w pineche', ale nie zdazylam bo do mojego boku zblizyla sie jakas baba, w wieku juz dawno nie produkcyjnym, z druga, rownie zaawansowana w latach, podsadzila pod strumyk lape i dawaj cos dziamgotac w swoim narzeczu i rozchlapywac te wode wokolo.
Bardzo blisko moich odnzózy.
Zamiast zaplanowanych slów wyrwalo mi sie dosc glosno i wyraznie i bardzo po polsku:
"A oblej mi nogi cholero, to zlego slowa Cie nie powiem" smiertelnie powaznym tonem typu 'zabije cala Twoja rodzine wydlubujac im serca tepa lyzka, a pozniej wyciagne cie pluca przez odbyt.'
Kuzynka na to wybucha niekontrolowanym chichotem rujnujac calkiem efekt dramatyczny.
No moje pelne wyrzutu spojrzenie wyksztusila tylko usprawiedliwiajaco:
"Bo mnie strasznie bawia Twoje komentarze!".
No moze i fajnie, ale efekty komentarza totalnie zrujnowany, nie pozostalo wiec nic innego niz odejsc udajac kompletny brak zainteresowania i powrot po jakichs 20 minutach podczas ktorego towarzystwo wokol lustra wody zorietnowalo sie ze mnie juz niema i rzucilo sie niewatpliwie na poszukiwania!

Thursday 21 September 2017

Jak to sie okazalo, ze NIE bylam Oaza Spokoju.

Troche tu cisza byla.
Taki mamy klimat, co zrobic – albo nie dzieje sie nic i nawet wspomnienia odmawiaja wspolpracy, albo jest taki galop, sraczka i pozar w burdelu, ze nie mam kiedy dobrze sie usmiac z popelnianych glupot, o spisywaniu ich nie wspominajac (obecnie to drugie).
Jak juz gdzies mowilam, od paru tygodniu mam na lewej rece napisane swoje imie, a na prawej instrukcje, ze imie jest na lewej, bo pretensje byly, ze nie reaguje na wolanie.
Ale jednak cos co zdazylo sie przeszlo tydzien temu na tyle mnie ubawilo, zeby pamietac to nadal. Mianowicie bylo to odkrycie, ze Oaza Spokoju to ja jednak nie bywam zbyt czesto, nawet jesli pozornie wszystko na to moze wskazywac.
Ot na przyklad tydzien temu.

Mialam interwju.
Ani pierwsze, ani pewnie ostatnie w moim zyciu, ale zawsze budzace szereg silnych emocji.

Nie zlicze ile razy (bo mi sie nie chce, a nie bo tak wiele ich bylo) podczas takiego interwju sie okazywalo, ze autor mial na mysli nie to co ja zrozumialam czytajac ogloszenie i pozniej wszyscy sa niezadowoleni bo ja honorow ociagne temat do konca, dukam, stukam, stekam, kwekam, czasem nawet niezle mi idzie, ale nie na tyle, zeby wygrac te igrzyska i dobrze, co okropnie dziwi interlokutorow bo czuja osobliwy niesmak – niby orze jak moze i moze nienajgorzej, a rownoczesnie wszytkie znaki na niebie i ziemii wskazuja ze to jest ostatnie miejsce w jakim byc by chciala,
Albo na odwrot, interloktur branaieje bo slyszy nie to czego sie spodziewal a ja brna uparcie bo z opisu wynikalo ze wlasnie o to chodzi.
Ale sa tez takie scenariusze, kiedy Autor dokladnie wie co ma na mysli i oddaje to doskonale i tylko konkurencja jest duza, a ja nie ulicznica i nie bardzo mi idze sprzedawanie sie.
Ktory by to nie byl scenariusz stress mnie zzera z clamaniem i czasem juz dzien wczesniej mam nerwa.
Kiedys na przyklad dzien przed takim interwju poszlam z Przebrzydluchem do kina i po kinie byl on strasznie zdegustowany brakiem mojego zainteresowania i taka strasznie nieobecna mRufa u swego boku, dopoki sobie nie uswiadomil, ze nastepnego dnia na tortury, tfzu igrzyska smierci, tfu interwju jade.
Wtedy po pierwsze stwierdzil, ze na przyszlosc nie bedziemy chodzic do kina dzien przed takimi zabawami (na co ja sie oburzylam, bo mnie to dobrze zrobilo, ale Przebrzydluchowe Ego cierpialo), bo pozniej nie mozna ze mna obgadac obejrzanego produktu kinematografii i w ogole jestem malo obecna, a po drugie pozalowal, ze nie moze ze mna pojechac (bo raz z nim na jego interwju pojechalam, jak szofer i wsparcie moralne przed i po, oczywiscie na jego wyrazne zyczenie, bo ja na przyklad nie miewam parcia na kompanie w drodze na tortury).
Innym razem (wieki wczesniej), pojechalam w Stolycy na jakies zadupie, na pierwsza runde rozmowy i sie pomylilam i skrecilam nie tam gdzie trzeba.
Niefortunnie w godzianch pracy wiec wszedzie staly samochody i nie bylo mozliwoscie zawrocenia wiec musialam sie wycofac, prosto ( i tylem) w glowna i przelotowa droge.
Wiadomo manewr obarczony wysykim ryzkiem wiec mimo podpowierzchniowego nerwa przystapilam do niego bardzo racjonalnie (droga nie byla jednokierunkowa tylko tak zastawione samochodami ze nie mialam jak zawrocic nawet na 15cie razy)– obejrzalam sie, caflam, obejrzalam znowu, znowu caflam i tak po kawalku. Dotarlam do wylotu na glowna (3 pasmowa) oszacowalam ruch na drodze – na pasi dla mnie w oddalil widac bylo ciezarowke, ale na tyle daleko i nie szybko ze uznalam ze moge ostatnie cofniecie plynnie polaczyc z wyjazdem na droge.
Nadepnelam na gaz na wstecznym i po 2 metrach DUP!. Stoje.
Ki grzyb?? Zdziwilam sie, bo przeciez nie bylo tam nic co moglabym walnac!
Otoz okazalo sie, ze jak jak skonczylam szacowanie dostepnosci pasa, ciezarowke wyprzedzilo cos mniejszego i prawdopodobnie lotem koszacem wpakowalo sie w boczna droge, prosto za moj zadek. Na wstecznym i nawet z migajacym kieruniem.#

Nie wiem czy on mnie nie widzial czy uwazal ze powinnam widziec jego – ja jechalam tylem to mialam nawet wymowke nieprawdaz, a on przodem i w ten sposob eleganko wpakowalam mu sie dupskiem w bok.
A dalej wiadomo – wymiana numerow polis, telefonów itp. Czysta przyjemnosc nieprawdaz, doskonale kojaca skolatane i poszarpane nerwy.
Na rozmowe jednak zdazylam, ale z planowanego czasu na osiagniecie wewnetrzengo Zen przed rozmowa zostalo 5 minut zeby uspokoic oddech po galopie na pietro.
Pierwsza rozmowa poszla mi calkiem niezle, prawdopodobnie wylacznie z zaskoczenia bo tak bylam przezyciem wytracona z rytmu – JEGO TAM NIE BYLO a 5 sekund pozniej byl.
No qrwasz teleportowal sie czy jak?
Do dzis nie moge wysjc z podziwu jak szybko sie znalazla centralnie za mna.

A tak a’propos – moje auto nawet nie zauwazylo przeszkody! Przeciwnik zas wygladal jakby mu sie slon po boku przewalkowal a mial wieksze auto niz ja. Mariaz czeskiej stylistyki i niemieckiej mysli technicznej swiecil triumfy pod moim kierownictwem!

Druga rozmowa odbywala sie po paru tygodniach z innym czlowiekiem i los nie zaprezentowal mi niespodzianki celem odwrovenia mojej uwagi od stresu, wiec rozmowa przebiegla troche inaczej i jak sie po pierwszych 20 minutach zorientowalam ze musze drugi raz odsuwac sie od stolu, po ktorego stronei rpzeciwnej siedzial potencjalny przyszly szef to uznalam, ze to nie ma sensu bo animozja tak silna – antychemia taka – ze wylazi w mowie ciala az tak intensywnie, nie wrozy niczego dobrego. Interlokutor mial chyab podobne wnioski, tyle ze posunal sie nawet to uszczypliwych stwierdzen typu “no wiesz, my tu nie siedzmy we wlasnych wygodnych pokojach jak na Zakladzie.” Jak sie okazalo kiedy na Zakadzie pracowal, acz w innym charakterze niz ja wiec tym bardziej fanka nie zostalam.

Ale wrocmy do meritum.
Oaza Spokoju.
To znaczy NIE Oaza Spokoju.

To znaczy ta najnowsza rozmowa.

Otoz wymagala przygotowania czegos do zaprezentowania.
Temat bliski memu sercu, jakies tam rozeznanie tematu musialam zrobic, no ale bez przesady. Ogarnelam temat, czesciowo przed imprezka w sobote, nastepnie we wtorek przed poludniem wyprodukowalam slajdy, porobila mtroche notatek dla pamieci (oczywiscie nic z tego nie skorzystalam, bo temat czulam nawet w cebulkach wlosow, w koncu siedze w fachu od przeszl o15 lat, pewne standard obowiazuja).
No ogolnie luz blues i obwisle skarpety.
To znaczy tak myslalam.
Przyszla sroda.
Odzialam sie z umiarem elegancko bo rzmowa w ramach Kolchozu wiec nie bylo sensu przeginac.
Podjechalam do Kolchozu, myslac sobie ”kurcze, jestem na prawde calkie spokojna i czuje sie przygotowana.”
Zaparkowalam, ale troche nie równo wiec postanowilam sie wycofac. Wrzucilam bieg, zerknelam za siebie i ruszylam.
DO PRZODU!
Dobrze ze wolniutko i tylko kawaleczek i nie rozpierwolilam dupska samachodu przede mna, ale jak juz ogarnelam sytuacje, to z ust mych korali wymsknelo sie na glos:
“Wyglada, ze jednak nie jestem az taka oaza spokoju jak mi sie wydawalo!”

Jestem oazą spokoju – pie*dol*nym kwiatem lotosu na zaj*biście spokojnej tafli jeziora
A wagon medytujacych mnichów patrzy na mnie w naboznym zachwycie ;)
Co mi przypomnialo inna rozmowa – nie oprace ale w pracy. Jakos okropnei napiety grafik byl w pewnym projekcie i chodzilam ciagle podminowana. Normalne metody nie dawaly rady wiec postanowilam udac sie do lokalnej pateki, w ktorej farmaceutki juz mnie witaly radosnie, jak ukochana krewna, bo jako lokalna, apteka ta otrzymywala spora czesc mojego wynagrodzenia za painkillery i rozne suplementy.
Poszlam zatem i poprosilam o cos co mnei troche wyluzuje, ale najchetniej NIE farmakologicznego.
Dostalam kilka opcji, w tym pudlo herbatki ziolowej, przyjelam wszystkie opcje i wrocilam d obiura z reklamowka pekata sie prezentujaca – przez to pudlo.
Kolega B, na moj widok, a konkretnie na widok tej pekatej torby wykrzyknal
“mRufo! Jak ty tylko wszystko wezmiesz...!”
“To spokój grabarze bedzie przy mnie stanem lekkiego poddenerwowania” dokonczylam.
Kurtyna.